sobota, 28 marca 2015

Kerkira czyli Korfu (2014) cz.2

     Korfu,  a właściwie Kerkira, wyspa która będę bardzo dobrze wspominał ze względu na niezwykły urok i ciszę która nas tam powitała. Urok i ciszę, no i komary, bo o nich muszę koniecznie wspomnieć. Te małe „gady”, które w uroczy sposób rozwalały nam prawie każdy wieczór, ale od początku.
       Wioska St.Spyridon, położona przy samym północnym brzegu z niesamowitym widokiem na góry Albanii, której niewątpliwą atrakcją jest ujście słodkiego jeziora do morza, to bardzo urokliwe miejsce, no właśnie tylko z jednym minusem: komary. Wieczorami po zachodzie słońca  czuliśmy się jak karmniki dla tych wspaniałych owadów. Grecy nic z nimi nie robią, bo wiadomo: atrakcja turystyczna park Natura 2000, sympatyczne miejsce usytuowane w odległości w sam raz wystarczającej do dokarmiania owych sympatycznych „gadzin”. Ale od czego są świeczki zapachowe? Dostępne w każdym sklepiku w okolicy. Można też spróbować patentu z olejkami zapachowymi. My zastosowaliśmy wanilię, zresztą mało skutecznie. Dopiero po powrocie dowiedzieliśmy się że działa olejek, tyle że eukaliptusowy. Taki mały szczegół. Nie żałuję żadnego ukłucia, bo każde było warte tego miejsca.
     Dobra, dosyć o komarach, powspominajmy jedzenie. I tu było też zaskoczenie dużą ilością makaronów; spodziewaliśmy się troszkę innej kuchni. Śpiesząc z wyjaśnieniami : namieszała tu historia wyspy i jej różne fale kolonizacyjne. Tu należy nadmienić, że pierwsze fale to VIII w p.n.e, rywalizacja i liczne utarczki pomiędzy wyspą a Koryntem stały się przyczyną wojny peloponeskiej (na wyspie popierano w konflikcie Ateny). Kolejne lata były równie burzliwe, wyspa znajdowała się pod panowaniem Rzymian, Bizancjum, Wenecjan i w końcu Turcji Osmańskiej w IX w.  była częścią republiki Siedmiu Wysp by po Kongresie Wiedeńskim znaleźć się pod panowaniem Anglii a w  XX w. wrócić znowu do Grecji.
      Ponad 50% wyspy to oliwki, pozostałe tereny porastają gaje cytrusowe, kumkwat i winorośle oraz pastwiska. Małe wioski ze ściśniętą zabudową lub z rozrzuconymi po stokach domami wyglądają cudownie. Co chwila widać gdzieś tawerny i małe lokaliki z cudownym jedzeniem które w wyniku różnych wpływów kulturowych jest niesamowicie urozmaicone, jak na Greków. Jednym słowem mały raj.
      Mogę się rozpływać nad lokalnymi przysmakami w stylu sera feta czy saganaki (smażony ser) aromatycznych sosów tzatziki, oliwek w milionie smaków, sałatek greckich i nie tylko, czy potraw które trzeba spróbować koniecznie, najlepiej w barze gdzie przesiadują tubylcy i mam tu na myśli pastisadę, czyli kawałki duszonej cielęciny pływające w sosie pomidorowym razem z małymi cebulkami dodającymi słodkości i cudownej lekkości potrawie, tradycyjnie podawanymi z makaronem i wszechobecnym parmezanem. Moje ulubione soulvaki czyli mięsne szaszłyczki bez warzyw lub zapiekanka makaronowo-bakłażanowo-ziemniaczana szczodrze udekorowana sosem pomidorowym w dwóch wariantach wegetariańskim i mięsnym czyli moussaka. Coś wspaniałego.
I na koniec muszę wspomnieć o sortifo, które również przypadło nam do gustu. Są to kawałki wołowiny gotowane powoli w occie z czosnkiem i pietruszką, podawane z ryżem lub nowomodnie z frytkami i do tego oczywiście miejscowy przysmak - białe wino retsina z głębokim żywicznym smakiem o cierpkim cytrusowym aromacie, jednym słowem pycha. Na deserek fundowaliśmy sobie  baklavę i szklaneczkę kumkwatu - lokalnego słodkiego napoju z owoców, które zawędrowały tu aż z Chin i do dzisiaj przetwarza się je na wyspie w dziesiątki różnych produktów, zarówno z procentami jak i spożywczych. Do tego frape i świeży sok pomarańczowy.
      Na koniec powiem tak: byliśmy tam pierwszy raz, lecz nie ostatni. Tak dużo jeszcze przed nami miejsc na wyspie i tak dużo jeszcze knajpek. Nie mogę się już doczekać, wspominam z sentymentem i błogim smakiem.

Filmik: