Od dwóch lat
przez tematy kulinarne przewijają mi się ogórki kiszone, o których opowiada
Krzysztof - przyjaciel i wielki pasjonat gotowania. Opowiada w sposób
doskonały, wiernie opisując zalety i
walory tych niezwykłych kiszonek robionych w rodzinie. Temat owych wspaniałości wywoływał nasz
zachwyt i niejednokrotnie snuliśmy plany, co można by było przyrządzić z owych
wspaniałości. Niedawno wreszcie
przekonałem się, że nie są to opowieści przesadzone, niejako naocznie. Dostałem
wielki, wspaniały pięciolitrowy zapas owych delikatnych, cudownych delicji.
Krzysztof sprezentował mi ten przysmak dzieląc się swoimi zapasami.
Są doskonałe jako przekąska, a po dodaniu do
nich odrobiny ostrych papryczek powstał cudowny przysmak. Ale dzisiaj chciałem
opisać zupę, która powstała przy wykorzystaniu owych cudów natury. Do jej
stworzenia dodałem owe cudeńka nie modyfikowane, jedynie przetarte na tarce o
grubych oczkach. A więc rozpoczynamy opis zupy ogórkowej.
Opiszę zupę
troszkę zmodyfikowaną, na sposób wegetariański, który ostatnimi czasami sprawia
nam najwięcej radości i wydobywa czysty smak ogórków.
Składniki:
6-7 dużych
twardych ogórków kiszonych,
garść
grzybów leśnych, mogą być również pieczarki,
1,5 litra
bulionu warzywnego,
jedna cebula
czerwona,
jedna marchew,
jeden ziemniak,
natka z
pietruszki,
sól, pieprz, szczypta kminku,
czasami
dodaję jako delikatną zaprawę odrobinę kremowego jogurtu i prażonej cebulki.
Marchew i
ziemniak (obrane) siekam na małe cząstki i gotuję w bulionie jakieś 15 min. W tym
czasie na patelni na małej ilości oliwy podsmażam grzyby (na dużym ogniu aby się
przypiekły). Po 4-5 minutach podsmażania dodaję drobno posiekaną cebulę i smażę
jeszcze chwilę, aby się zeszkliła. Całość dodaję do wywaru. Do smaku doprawiam
dużą ilością pieprzu i odrobiną soli. Gdy warzywa zmiękną (marchew, ziemniak)
dodaję starte ogórki i gotuję jeszcze około 15 minut. Sprawdzam smak i na
koniec dodaję zieleninę (natkę z pietruszki).
Zakrywam zupę pokrywką i daję jej jeszcze dojść przez godzinę bez
gotowania w swoim wewnętrznym cieple.
Na koniec
dodaję przy podaniu łyżkę jogurtu i odrobinę cebulki. Natomiast żona preferuje
czysty smak zupy i nie daje się skusić na moje dodatki.
Wychodzi
genialnie, bardzo prosta i aromatyczna potrawa.
W zimie gdy
chłód daje się we znaki dodaję do zupy, oprócz grzybów, dobrze podsmażony
boczek (w kostkę krojony i przysmażony na „skwarki”). Dodatek ten dodaje nowego
smaczku, ale jak wspominałem kojarzy mi się głównie z zimą. Inną odmianą
jesienną jest dodanie grzanek i połówki
ugotowanego jajka z odrobiną gęstej kwaśnej śmietany
Zapewnię każdy
z nas ma własny patent. Na każdą okazję dopasowując owy smak nigdy nie znudzę się ogórkową dopasowując ją
do potrzeby chwili i smaku na jaki mamy ochotę .
Dodam na
koniec, że wspaniale się przechowuje - na drugi dzień jest jeszcze lepsza, do
dnia trzeciego zwykle jest mała szansa że dotrwa, ale zdarzyło nam się już ją
zamrażać i po dwóch tygodniach wracać w sytuacjach kiedy nie mamy zbyt dużo
czasu na gotowanie.
Smacznego :)
PS.
parę godzin później... od żony...
Mój mąż bywa dziwny. Dzisiaj podpatrzyłam, że nie wszystko opisał w swoim przepisie.... Oprócz rzeczy, które zapisał: dodał jeszcze małą łyżeczkę słodkiej la chinaty (hiszpańska papryka występująca w innych postach) i łyżkę miodu, wg swojej teorii - równowagi smaków. Kiedyś go zmuszę, żeby to opisał, ale dzisiaj wystarczy, że zupa jest łałłłłł...
Meg