Nie lubię karpia.
Karp kojarzy mi się wyłącznie z wigilią.
I śmierdzi mułem.
I pływa w wannie.
Do Doliny Baryczy mamy niedaleko
i jakoś tak nigdy nie było nam po drodze więc korzystając z jej bliskiego położenia pewnej
lipcowej niedzieli postanowiliśmy spróbować zmienić moje wyobrażenie o karpiu.
Trafiło na Karczmę Rybną w Rudzie Żmigrodzkiej.
W karcie: karp milicki,
dorsz, sandacz, pstrąg.
Na początek – karp milicki
wędzony. Nooo rewelacja! Ten aromat i smaczek :).
Jak doczytałam dostał nagrodę „Najlepszy
Smak Dolnego Śląska 2016” podczas festiwalu „Europa na widelcu”.
Następnie zupa rybna Szefowej
Kuchni. Niezła i sycąca. Wg naszej
opinii mogłaby być odrobinę ostrzejsza. Ale to nasz gust :). Każdy ma inny. Sądząc po ilości zamówień
jest jednym z hitów i jest warta spróbowania.
Na kolejne dania trzeba było
nieco poczekać… No tak ponad godzinę, no ale składamy to na karb słonecznej
niedzieli i znacznej ilości gości. Po pierwszym nasyceniu się karpiem wędzonym
i zupą rybną był czas na drugi głód... ;)
Mąż zamówił zestaw „Dorsz z
patelni”. Świetna panierka, bardzo dobry dorsz bałtycki. Z przyjemnością zjadł
surówkę z marchwi.
Moja „Rybka spod grzybka” to karp
milicki z sosem z kurkami. Mniam. I nie czułam mułu.
Moja niechęć do karpia
została przełamana :).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz