Jałowcówka… poczekam, zbiorę owoce jałowca gdzieś w lesie…
Są jeszcze takie miejsca, gdzie znajdę owo cudo rosnące w naturze. O chwała wam
Anglicy za ten niezmiernie prosty trunek uprzyjemniający nam dzisiaj
wieczór.
Na razie pada śnieg. A propo …
Gin powstał w XVII w. w Holandii pod nazwą Genever.
Echhhh… można
przeczytać o tym w necie. Streszczać historii ginu nie umiem. Ja go lubię. I
lubią go moje koleżanki, chociaż czasami twierdzą, że go nie lubią, bo jest …
brrrrr... gorzki …? Oj tam, oj tam… jak się
rozkręcą i mają odpowiednią muzykę do tańcowania... to zwykły gin z tonikiem smakuje…
Osobiście najbardziej mi smakuje jego klasyczna wersja: gin,
tonic, cytryna ( lub limonka ), kostki lodu. A wiecie...cały czas się zastanawiam;
a gdyby tonic zamrozić z odrobiną soku z limonki i skórki w lodowe kostki i w
ten sposób podawać do drinków … Muszę koniecznie wypróbować, znaleźć sposób i
odpowiednie proporcje.
Jest kilka drinków które mogą się doskonale układać
kolorystycznie i smakowo z ginem, ale prostota smaku i zapachu, w tym klasycznym
już prawie połączeniu, może być tylko zaletą.
Dobry wstęp do weekendu, a ten zapowiada się jako szalony.
Jutro 1000-czny mecz Śląska Wrocław (będę na stadionie kibicować z całych sił w zielonej koszulce), no i w planach mam szaloną ochotę na szarlotkę klasycznie po amerykańsku;
również prostą jak i rewelacyjną w smaku.
Postaram się wszystko opisać i zadokumentować.
Nich się dzieje! Wasze zdrowie, niech trwa to co najlepsze!
Oooo i jeszcze mam kilka fotek strzelonych w czasie powrotu z
pracy. Wrocław jest PIĘKNY, a zimą ma nieodparty urok i potrafi zaskoczyć
szczegółami, które dotąd przelatywały niezauważone przed naszym wzrokiem,
zresztą sami ocenicie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz