Weekendowy wyjazd z grupką przyjaciół to fajna odskocznia od
trybików poniedziałkowo - piątkowych.
Poranne, grupowe przygotowanie
śniadania, wspólne czekanie na wyciągnięcie z duchówki blachy z czymś akurat
pieczonym, wieczorna biesiada …
Kilkugodzinne rozmowy, które ewoluują w dyskusje, bądź
subiektywną wymianę zdań podlewaną utrwalaczem szczęścia w płynie, potwierdzone
wieloma toastami, które w naturalny sposób ożywiają wzajemne słowa o sensie
życia, miłości, przyjaźni i po prostu banalnych sytuacjach, które rozbawiają
nas do łez. Wszyscy jesteśmy inni, ale zarazem w duchu tacy sami; wieczne
dzieci, które kontestują rzeczywistość na swój zabawny sposób zamieniając się
na chwilę w stado rubasznych zwierzątek ze stumilowego lasu:).
Wspólne chrapanie w nocy i w dzień, bo po obfitym posiłku
zdarza się usnąć na kanapie przed kominkiem.
Spacery w deszczu, śniegu lub błocie do małego wiejskiego
sklepiku połączone z obserwacją gór, chmur, dróg, strumyka, koni na łące i starych
poniemieckich domów.
Długie partie pokera, po których ktoś na chwilę staje się bogaty
( i można na niego „lecieć”).
Psucie spłuczki bądź światła w kuchni i dywagowanie jak to
naprawić;).
Obserwowanie opadów śniegu i zastanawianie się czy uda się
wrócić do miasta w niedzielę.
Nostalgiczne rozmowy już nad ranem, szybki papieros, który smakuje księżycem
i śniegiem i snucie fantastycznych opowieści o duchach i miejskich legendach.
Echhhh, te weekendy są jak chwile orzeźwiającej kąpieli w
ciężkim i dusznym zabieganym mieście.
Zdarzają się chwile, kiedy gorące głowy, czysto po góralsku,
bronią swego zadania wykrzykując pod niebiosa własne racje i poglądy by zaraz
zniknąć w wybuchu totalnej radości, bo przecież w tej chwili nic nie liczy się
bardziej niż bliskość przyjaciół. I nawet kiedy od czasu do czasu na kilka
sekund zapada cisza to tylko znak, że zbieramy energię aby za chwilę wybuchnąć
radością na nowo. Obrazek jak z filmów z lat 80-tych, ale do cholery nam się
udało!
Życie jest piękne!
Tak...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz