Rosół jaki jest każdy widzi, widzi
ale czy docenia? Ta najwspanialsza z esencjonalnych zup gości na naszych
stołach jak sprawdzony przysmak, ale czy godna uwagi… w Polsce traktujemy ją
jako wstęp do niedzielnego lub świątecznego obiadu. W chorobie jako remedium,
cudownie leczące objawy gorączki i osłabienia. Rosół nie jest tylko polskim
przysmakiem, z wielkim znawstwem tworzony jest w Azji. Moja ukochana odmiana to
japoński ramen i oprócz klasycznego rosołu często gości na naszym stole,
czasami wykonujemy mix pomiędzy klasycznym a japońskim przysmakiem. Dzisiaj
tworzyliśmy właśnie takie połączenie. Pomysł był prosty: przegląd lodówki i
szybka decyzja - klasyczny czy modyfikowany. W zasadzie składniki mieliśmy
tylko na modyfikowany, na klasyczny brakowało nam troszkę warzyw, na ramen
zabrakło mięsa i makaronu ryżowego.
Zacznijmy od początku. Mieliśmy
ślicznego kuraka, seler naciowy, marchewkę i pora. Dodatkowo znalazł się
kawałek imbiru. Zaczęliśmy kombinować.
Moja szanowna małżonka przepada za
klasycznym wzbogaconym o chili z mocnym ostrym aromatem, a więc zaczynamy od
klasyka.
Kuraka do gara, obłożyć bogato
marchewką, selerem naciowym i porem plus jedna cebula, ponacinana i opalona nad
ogniem, no i oczywiście ze dwie łyżki najlepszej oliwy, zalać wodą. Na małym
ogniu gotować bardzo powoli ok. dwóch godzin , zdejmując szumowiny dokładnie (
zazwyczaj wyłączam w momencie kiedy kurczak zaczyna się rozpadać). Dodaję kilka liści laurowych, ziele
angielskie, czosnek, pieprz czarny lub kolorowy ziarnisty i małą łyżeczkę
kurkumy (zezłoci nam ślicznie rosół). Oczywiście do smaku będziemy potrzebowali
jeszcze soli morskiej, ale w przypadku mixu bardzo ostrożnie, ponieważ dojdą
jeszcze inne składniki. Klasyk praktycznie mamy zamknięty i do momentu kiedy
ugotujemy to cudo i odcedzimy, mamy praktycznie spokój.
Zaczynamy następny
etap.
Obieram imbir i podsmażam przez
kilka sekund na oleju sezamowym dorzucam do tego jedno chili bez nasionek (
ewentualnie można dodać peperoncino) - dorzucam do odcedzonego rosołu w
momencie kiedy rosół zaczyna wrzeć, dodaję sos sojowy (słony – uwaga na sól) w
ilościach które wyznacza mi smak (kilka razy smakuję i uzupełniam). Z sosem
sojowym zaczynam od małych ilości, łatwiej dolać niż potem odsalać :). Jeśli dodam za dużo
rosół często jest nie do uratowania. Dodaję jeszcze małą łyżkę cukru brązowego
i połówkę wyciśniętej cytryny która zrównoważy smaki. W klasycznym ramenie
należy dodać całe jeszcze bogactwo
składników – ale to innym razem, dzisiaj eksperyment. Reszta klasycznie;
makaron, odrobina marchewki, mięsa do smaku i delikatnie przybranie zieleniną i
sezamem.
Uwielbiam ten smak, cudowne,
aromatyczne, rozpalające w ustach całe szaleństwo zwane błogością. Po takim
rosole nie przyjmujemy w siebie nic więcej; jest on zarówno pierwszym daniem
jak i kulminacją obiadu. Po dwóch porcjach jesteśmy prawie u raju bram i tego
się trzymamy.
Bo rosół to winien być ROSÓŁ -
królowa zup, prosta i skomplikowana zarazem.
rosół ciężki temat, na szczęście dzisiaj barszczyk rządził :>
OdpowiedzUsuńA jaki barszczyk? Biały? Czerwony?
OdpowiedzUsuńZresztą:) Rosoły i barszczyki zawsze rządzą:)