Po załatwieniu spraw w banku, zgłodnieliśmy. Zrobiliśmy więc najazd na "Greco". Drugie podejście, ponieważ pierwsze było nieudane: brak miejsc. Jak to?
Miałam ochotę na tzatziki i pitę. Mój mąż zapałał chęcią na owoce morza. Musiałam polec:).
Po kilkuminutowej dyskusji wybraliśmy praktycznie same przystawki, ale pan kelner zachęcił nas do wybrania "uczty dla dwojga". O dziwo wygląda na to, że ogarnął nasze chaotyczne zamówienie:)
Osobiście nie jestem wielbicielem owoców morza, ale gumowate kalmary smakowały mi jak nad Morzem Śródziemnym:). Potrawy miały smak. No pomarudzę: sos do krabów był z butelki, ale cóż.... Wrocław to nie Grecja.
"Uczta dla dwojga" była obfita. Nie jest to kuchnia jaką pamiętamy z Rodos, ale jest smacznie, obsługa miła, ceny przystępne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz