niedziela, 3 marca 2013

Rosół



Rosół jaki jest każdy widzi, widzi ale czy docenia? Ta najwspanialsza z esencjonalnych zup gości na naszych stołach jak sprawdzony przysmak, ale czy godna uwagi… w Polsce traktujemy ją jako wstęp do niedzielnego lub świątecznego obiadu. W chorobie jako remedium, cudownie leczące objawy gorączki i osłabienia. Rosół nie jest tylko polskim przysmakiem, z wielkim znawstwem tworzony jest w Azji. Moja ukochana odmiana to japoński ramen i oprócz klasycznego rosołu często gości na naszym stole, czasami wykonujemy mix pomiędzy klasycznym a japońskim przysmakiem. Dzisiaj tworzyliśmy właśnie takie połączenie. Pomysł był prosty: przegląd lodówki i szybka decyzja - klasyczny czy modyfikowany. W zasadzie składniki mieliśmy tylko na modyfikowany, na klasyczny brakowało nam troszkę warzyw, na ramen zabrakło mięsa i makaronu ryżowego.
Zacznijmy od początku. Mieliśmy ślicznego kuraka, seler naciowy, marchewkę i pora. Dodatkowo znalazł się kawałek imbiru. Zaczęliśmy kombinować. 

Moja szanowna małżonka przepada za klasycznym wzbogaconym o chili z mocnym ostrym aromatem, a więc zaczynamy od klasyka.
Kuraka do gara, obłożyć bogato marchewką, selerem naciowym i porem plus jedna cebula, ponacinana i opalona nad ogniem, no i oczywiście ze dwie łyżki najlepszej oliwy, zalać wodą. Na małym ogniu gotować bardzo powoli ok. dwóch godzin , zdejmując szumowiny dokładnie ( zazwyczaj wyłączam w momencie kiedy kurczak zaczyna się rozpadać). Dodaję kilka liści laurowych, ziele angielskie, czosnek, pieprz czarny lub kolorowy ziarnisty i małą łyżeczkę kurkumy (zezłoci nam ślicznie rosół). Oczywiście do smaku będziemy potrzebowali jeszcze soli morskiej, ale w przypadku mixu bardzo ostrożnie, ponieważ dojdą jeszcze inne składniki. Klasyk praktycznie mamy zamknięty i do momentu kiedy ugotujemy to cudo i odcedzimy, mamy praktycznie spokój. 


 Zaczynamy następny etap.

Obieram imbir i podsmażam przez kilka sekund na oleju sezamowym dorzucam do tego jedno chili bez nasionek ( ewentualnie można dodać peperoncino) - dorzucam do odcedzonego rosołu w momencie kiedy rosół zaczyna wrzeć, dodaję sos sojowy (słony – uwaga na sól) w ilościach które wyznacza mi smak (kilka razy smakuję i uzupełniam). Z sosem sojowym zaczynam od małych ilości, łatwiej dolać niż potem odsalać :). Jeśli dodam za dużo rosół często jest nie do uratowania. Dodaję jeszcze małą łyżkę cukru brązowego i połówkę wyciśniętej cytryny która zrównoważy smaki. W klasycznym ramenie należy dodać całe jeszcze bogactwo  składników – ale to innym razem, dzisiaj eksperyment. Reszta klasycznie; makaron, odrobina marchewki, mięsa do smaku i delikatnie przybranie zieleniną i sezamem.


 Uwielbiam ten smak, cudowne, aromatyczne, rozpalające w ustach całe szaleństwo zwane błogością. Po takim rosole nie przyjmujemy w siebie nic więcej; jest on zarówno pierwszym daniem jak i kulminacją obiadu. Po dwóch porcjach jesteśmy prawie u raju bram i tego się trzymamy. 

Bo rosół to winien być ROSÓŁ - królowa zup, prosta i skomplikowana zarazem.

2 komentarze:

  1. rosół ciężki temat, na szczęście dzisiaj barszczyk rządził :>

    OdpowiedzUsuń
  2. A jaki barszczyk? Biały? Czerwony?
    Zresztą:) Rosoły i barszczyki zawsze rządzą:)

    OdpowiedzUsuń